Strona startowa
Full Metal Panic Fumoffu 02.DVD(H264.AAC)[KAA][1DF96FE1], Anime, Full Metal Panic!, Full Metal Panic! Fumoffu, Napisy PL
Full Metal Panic TSR 02.DVD(H264.AC3 5.1)[KAA][F76D3DDF], full metal panic, Full Metal Panic! The Second Raid
Fullmetal Alchemist 2 Brotherhood - 02, FullMetal Alchemist 2
Fotogea 2010. 02, fotografia, Magazyn FotoGeA 2010
Fotogea 2011. 02, fotografia, Magazyn FotoGeA 2010, 2011
Fotogea 2012. 02, fotografia, Magazyn FotoGeA 2010, 2012
Farmacja i ja 2010.02, Farmacja i ja
Farmacja i ja 2008.02, Farmacja i ja
Farmacja i ja 2009.02, Farmacja i ja
Farmacja i ja 2011.02, Farmacja i ja
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • divina.keep.pl

  • Foley Gaelen - Książę 02 - Diaboliczny lord,

    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
    GAELEN FOLEY
    DIABOLICZNY LORD
    Przekład
    Maria Wojtowicz
    Jakiś potwór tu nadchodzi...
    Makbet
    akt IV, scena 1, przekład Józefa Paszkowskiego
    1
    Londyn 1814
    Cienie wokół wysubtelniały i uwypukliły wyrazisty profil Luciena, gdy
    spoglądał na zatłoczoną salę balową z wyżyn mrocznej galerii. Jego wysoka wytworna
    postać w migotliwym blasku płonącej w kinkiecie świecy zdawała się to znikać, to
    znów się materializować - jakby nie był człowiekiem, lecz zjawą. Rozedrgane światło
    tworzyło refleksy w kruczoczarnych włosach i podkreślało czujny, przebiegły wyraz
    srebrzystych oczu.
    Cierpliwości. Wszystko przebiega zgodnie z planem. Ostateczny rezultat zależy
    przede wszystkim od umiejętnego przygotowania, on zaś opracował wszystko
    niezwykle skrupulatnie.
    Pogrążony w zadumie lord Lucien Knight podniósł do ust kryształowy kielich;
    zanim wypił łyk burgunda, rozkoszował się przez chwilę niezrównanym bukietem
    wina.
    Nie znał jeszcze nazwisk ani twarzy swoich przeciwników, wyczuwał jednak
    obecność tej bandy szakali. Podkradali się blisko, coraz bliżej... Znakomicie! Był
    gotowy. Zastawił pułapkę, postarał się o niezawodną przynętę. Takiemu połączeniu
    występku i zmysłowości nie oprze się żaden szpieg!
    Pozostawało już tylko uważnie obserwować i czekać.
    Ciągnąca się od dwudziestu lat wojna zakończyła się wreszcie ostatniej wiosny
    klęską Napoleona, jego abdykacją i osadzeniem go pod strażą na Elbie, jednej z wysp
    Morza Śródziemnego. Teraz była już jesień i europejscy władcy zebrali się w Wiedniu,
    by ustalić ostatecznie warunki pokoju. Ale przecież każdy z odrobiną oleju w głowie
    powinien sobie uświadamiać, że póki Bonaparte nie zostanie przetransportowany w
    inne, lepiej strzeżone miejsce (choćby pośrodku Atlantyku), koniec wojny nie jest
    wcale taki pewny!
    Elba leży o dwa kroki od włoskiego buta! No i nie brak tych, którym pokój
    wcale nie odpowiada: albo nie widzą żadnej osobistej korzyści w przywróceniu władzy
    Burbonów we Francji, albo wzdychają do powrotu Napoleona. Jako jeden z asów
    wywiadu Korony Brytyjskiej, Lucien otrzymał od ministra spraw zagranicznych,
    wicehrabiego Castlereagha, wyraźne rozkazy: dopóki pokój nie zostanie ostatecznie
    ratyfikowany, ma nieustannie czuwać jako obserwator i obrońca ojczystej ziemi. Nie
    dopuścić, by wrogie, kryjące się w cieniu siły przenikały do Anglii i wywoływały tu
    niepokoje i zamieszki.
    Lucien wypił znów nieco wina. W jego srebrzystych oczach pojawiła się żądza
    walki. Niech tylko spróbują! Odnajdzie ich, schwyta i zniszczy tak samo, jak pokonał i
    zlikwidował wielu innych! Nie zamierzał biernie czekać. Sam ich do siebie zwabi!
    Nagle w dole pod nim rozległy się wiwaty; przez salę balową przeleciały
    gromkie brawa. No, no! Otóż i nasz bohater!
    Lucien wychylił się z galerii, opierając łokcie o balustradę, z cynicznym
    uśmiechem przyglądał się jak triumfalnie wkracza na salę jego brat bliźniak -
    pułkownik lord Damien Knight, olśniewający w szkarłatnym mundurze, surowy i
    dostojny niczym archanioł Michał, który właśnie rozprawił się ze smokiem. Blask
    bijący od złotych epoletów i paradnej szpady tworzył wokół niego coś w rodzaju
    aureoli. Nawet przysłowiowa już kamienna powaga pułkownika nie zniechęcała roju
    urzeczonych niewiast, gorliwych adiutantów, młodszych oficerów i wszelkiej maści
    pochlebców, którzy natychmiast skupili się wokół swego bożyszcza. O tak, Damien
    zawsze był wybrańcem losu!
    Lucien pokręcił głową, karcąc samego siebie. Mimo że jego usta wygięły się w
    ironicznym uśmiechu, za pogardliwym spojrzeniem taił się ból. Jakby nie dość było
    tego, że nieustraszone męstwo na polach bitew zapewniło Damienowi sławę i zjednało
    mu ogólny podziw, bohaterski pułkownik niebawem miał zostać hrabią! Zaszczyt ten
    wynikał z ostatecznego rozstrzygnięcia zagmatwanej kwestii pochodzenia obu braci...
    A kto na tym skorzystał? Oczywiście starszy z bliźniaków!
    Jednakże Lucien cierpiał nie z powodu zazdrości o brata. Dręczyła go sa-
    motność. Czuł się jak dzieciak odtrącony przez najwierniejszego przyjaciela i
    sprzymierzeńca. Przecież tylko Damien naprawdę go rozumiał. Przez większość swego
    życia (mieli teraz po trzydzieści jeden lat) bliźniacy byli nierozłączni. W burzliwych
    latach wczesnej młodości zostali ochrzczeni przez koleżków Lucyferem i Demonem, a
    zatrwożone mamuśki debiutantek ostrzegały swoje pociechy przed tą parą diabłów.
    Ale tamte beztroskie dni wspólnych uciech i serdecznej zażyłości skończyły się raz na
    zawsze, gdy Lucien sprzeniewierzył się rycerskim zasadom wyznawanym przez brata.
    Damien nigdy w pełni nie zaaprobował decyzji Luciena, który dwa i pół roku
    temu porzucił armię i dołączył do grona tajnych agentów, działających pod
    przykrywką funkcji dyplomatycznych. Oficerowie liniowi, tacy jak Damien, z reguły
    uważali szpiegów za podłe gady. Starszy z bliźniaków był urodzonym bohaterem.
    Każdy, kto ujrzał go w bitewnym zamęcie, z twarzą umazaną prochem i krwią, nie
    miał co do tego wątpliwości. Ale ów heros nie odniósłby aż tylu triumfów bez
    nieustannego dopływu informacji, których dostarczał mu Lucien wbrew
    regulaminowi i z narażeniem własnego życia. Dotyczyły one lokalizacji sił wroga, ich
    sprawności bojowej, liczebności oraz przewidywanej taktyki. Z pewnością cierniem w
    boku niezrównanego dowódcy była świadomość, że nimb jego sławy prezentowałby
    się znacznie skromniej, gdyby nie pomoc braciszka nędznego szpiega.
    To mu nie zaszkodzi! - myślał cynicznie Lucien. Nadal potrafił zręczniej od
    innych ukłuć nadętego wojennego bohatera.
    - Lucien! - rozległ się za jego plecami nieco zdyszany głosik. Odwrócił się i
    ujrzał w drzwiach ponętną postać Caro.
    - A, moja najdroższa lady Glenwood! powiedział aksamitnym głosem,
    wyciągając do niej rękę.
    Uśmiechnął się przy tym tajemniczo. Ciekawe, czy Damien bardzo się
    wścieknie?
    - Wszędzie cię szukałam! Długie loki, zwisające jak u lalki po obu stronach jej
    uróżowanej twarzy, zakołysały się, gdy podbiegła do niego z szelestem czarnej
    atłasowej sukni. Uśmiechnęła się figlarnie, ukazując wdzięczną szparkę między
    dwoma górnymi ząbkami, wzięła go za rękę i nie zaoponowała, gdy przytulił ją mocno
    do siebie. - Damien już tu jest...
    - Kto? mruknął z roztargnieniem, muskając wargami jej wargi. Jęknęła
    cichutko i stopniała w jego objęciu. Czarny atłas jej sukni ocierał się zmysłowo o biały
    brokat jego kamizelki. Ubiegłej nocy okrywała ich tylko nagość.
    Mimo że dwudziestosiedmioletnia baronowa nosiła żałobę po zmarłym mężu,
    Lucien bardzo wątpił, czy przelała po nim choćby jedną łzę. Dla kobiet pokroju Caro
    mąż stanowił tylko zawadę w pogoni za uciechami życia. Stanik czarnej jak noc sukni
    był tak skąpy, że obfity biust w każdej chwili mógł wyzwolić się z tej uwięzi. W
    zestawieniu z czernią atłasu karnacja baronowej wydawała się jeszcze bielsza, wręcz
    alabastrowa. Usta natomiast dorównywały szkarłatem różom wpiętym we włosy o
    barwie czekolady, zaczesane do góry z wyjątkiem wspomnianych loków. Po chwili
    Caro z niejakim trudem przerwała pocałunek, odpychając się obiema dłońmi od piersi
    Luciena.
    Kiedy odsunęła się od niego, spostrzegł jej triumfalną minę, zarumienione
    policzki i zwycięskie błyski w brunatnych jak rodzynki oczach. Powściągnął bezczelny
    uśmieszek, gdy Caro z przesadnie skromną minką przesłoniła oczy rzęsami i
    pogładziła klapy jego czarnego fraka (był dziś w pełnej gali dyplomatycznej). Nie
    ulegało wątpliwości: sądziła, że dokonała tego, co nie udało się żadnej z jej rywalek -
    usidliła obu bliźniaków i będzie mogła teraz wygrywać jednego Knighta przeciw
    drugiemu dla zaspokojenia własnej próżności. Nic z tego, moja pani, czeka cię nie
    lada niespodzianka!
    Lucien wiedział, że nie postępuje fair, ale nie oparł się pokusie zakpienia z
    zarozumiałej ślicznotki. Oblizał sugestywnie wargi, nie odrywając wzroku od Caro, po
    czym zerknął wymownie na tonącą w mroku ścianę galerii.
    - Nikt nas tu nie zobaczy, najdroższa. Masz ochotę? Parsknęła gardłowym
    śmiechem.
    - Ach ty... zbereźniku! Dostaniesz znacznie więcej... we właściwej porze. Teraz
    mam ochotę spotkać się z Damienem. Lucien uniósł brew. Grał swą rolę z ogromną
    wprawą.
    - We trójkę?
    - Właśnie. Niech wie, że nie mamy nic do ukrycia! Rzuciła mu spod rzęs
    przebiegłe spojrzenie i wygładziła jego biały jedwabny fular. - Musimy zachowywać
    się całkiem swobodnie!
    - Spróbuję,
    ma cherie -
    mruknął.
    - Doskonale! No to chodźmy. - Wzięła go pod ramię i pociągnęła w kierunku
    krętych schodków, prowadzących na salę balową. Szedł potulnie, co nie wróżyło nic
    dobrego i powinno było dać jej do myślenia. - Możesz przysiąc, że nic mu nie
    powiedziałeś?
    - Ależ,
    mon ange,
    jak bym mógł powiedzieć choć słowo?
    Nie uznał za stosowne wyjaśnić, że między identycznymi bliźniętami słowa nie
    są wcale potrzebne do wymiany informacji. Spojrzenie czy uśmiech wystarczały za
    całe tomy. Doprawdy strach pomyśleć, że ta rozpustna mała intrygantka o mały włos
    nie wydała się za Damiena! Na szczęście dla tego herosa, jego braciszek podły gad -
    pospieszył mu znów na ratunek i zaraz przekaże informację najwyższej wagi: Caro nie
    zdała egzaminu.
    Lucien nachylił się do jej ucha.
    - Mam nadzieję, że tak czy owak wybierzesz się ze mną do Revell Court, jak się
    umówiliśmy?
    Rzuciła mu niespokojne spojrzenie.
    [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • rafalstec.xlx.pl
  • 
    Wszelkie Prawa Zastrzeżone! Jedyną nadzieją jest... nadzieja. Design by SZABLONY.maniak.pl.